Czerwcowa kampania Lublina, promująca studiowanie w tym grodzie nad Bystrzycą, była rzuceniem rękawicy, prztyczkiem w nos, zrobieniem "tere fere" Warszawie. Lublin wykorzystał to, czego... nie ma - hałas, korki, powszechna drożyzna i wyścig szczurów. To wszystko znajdziemy w stolicy, a więc: co lepsze? Spokój psychiczny i zdrowie fizyczne? Czy wieczny pośpiech i wszechogarniający stres?
Autorzy kampanii sprytnie nie użyli w spocie promocyjnym nazwy "Warszawa" ("Marian studiuje w Zwykłym Mieście/Drogim Mieście), ale i tak pojawiają się w nim najbardziej charakterystyczne dla polskiej stolicy elementy: Pałac Kultury i Nauki oraz stacja metra.
Zabawny spot pokazujący różne możliwości przeżycia czasów studenckich wykorzystuje odważnie braki tego, do czego inni wszyscy dążą. Większość miast chce być metropoliami, wielkimi aglomeracjami, pełnymi "szklanych domów" cities. Lublin nie jest wielkim miastem (mimo, iż nie jest też mały) i potrafił zrobić z tego swój atut.
Wywołana niejako do tablicy Warszawa nie pokusiła się o kontrofensywę, tłumacząc to tym, że i tak studiuje w niej najwięcej młodych ludzi. Może i tak. Ale kto wie jak wypadliby w badaniu stanu swojej psychiki, społeczej przydatności i wiary w dobrą przyszłość...
Brawo dla Lublina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz