sobota, 7 kwietnia 2012

Chapeau bas!



Tzw. kampanie 1% sprawiły, że organizacje pożytku publicznego zaczęły chcąc nie chcąc walczyć między sobą. Na szczęście jest to jeszcze czysta (lub w miarę czysta i uczciwa) walka. Walka na pomysły, cele i sposób zainteresowania swoją statutową działalnością.

Wśród różnych kampanii, lepszych, gorszych, na wyróżnienie zasługuje kampania Fundacji Rak'n'Roll. Odważne, dwuznaczne i frywolne dość hasło w całości oddaje charakter organizacji i przybliża, sprowadza do codzienności problemy kobiet walczących z nowotworami.

Wystarczy popatrzeć, mój 1% :niestety" już oddałem, ale biję brawo za pomysł i odwagę dla kreatorów przekazu.

CZYTAJ>>>>

TVP sięga dna


Niestety, trzeba to wreszcie powiedzieć głośno i wyraźnie. Telewizja Polska sięga dna. Wystarczy lektura poniższych artykułów...

CZYTAJ>>>>

CZYTAJ>>>>

Może lepiej nie szukać...?


Pamiętam to, jakby było wczoraj. Zawsze ekscytowały mnie losowania, dywagacje i emocje związane z wyborem gospodarza wielkich imprez sportowych. Tym razem było inaczej, mimo, iż w finałowej stawce po raz pierwszy była Polska.

W dniu, w którym komitet UEFA decydował kto zorganizuje Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku (a było to 18 kwietnia 2007 roku) miałem zajęcia i nie mogłem na bieżąco śledzić obrad w Cardiff. Po zajęciach odwiedziłem swoje byłe miejsce pracy, olsztyński EMPiK, gdzie zapytałem kolegę kto wygrał ten wyścig po Euro. Powiedział: no jak to kto, nie wiesz? Polska! Ja na to: taaaaa, akurat... a tak naprawdę to kto? Raz jeszcze odparł: Polska!

I rzeczywiście, to była prawda. Tego dnia pomyślałem, że to ogromna szansa dla naszego kraju, ogromna szansa także dla Polaków. Żeby się bardziej umiędzynarodowić, otworzyć, stanąć wreszcie na wysokości tego dużego, międzynarodowego wydarzenia, które - można było stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa - prędko się nie powtórzy.

Niestety, dziś, pięć lat po tym historycznym "namaszczeniu" przez UEFA, uważam, że swojej szansy w pełni nie wykorzystaliśmy. I mimo, iż Mistrzostwa Europy za dwa miesiące, to już dziś widać, że znów się nie udało... brak autostrad, dworców, szybkich i dogodnych połączeń... brak też ludzkiej mentalności, która nadal jest przesiąknięta polactwem, czyli w większości przypadków po prostu zwykłym chamstwem, zawiścią i brakiem tolerancji. Ta mieszanka jest naprawdę wybuchowa i trująca.

Wracając do Euro 2012, Ukraina, która nie miała lepszego, a może miała nawet gorszą sytuację niż Polska, zdaje się radzić sobie lepiej. Przynajmniej na polu muzycznym, bo o tym dziś tak naprawdę chciałem napisać. W Polsce Radio Zet szuka przeboju dla polskiej reprezentacji. Nie znam zgłoszonych utworów, ale mam dziwne wrażenie, że kilka tygodni temu ktoś już taki plebiscyt przeprowadził. I wybrano jakąś piosenkę, która oczywiście - jak to w Polsce bywa - jest do bólu dosłowna i moim zdaniem w żadnym stopniu nie podgrzewa atmosfery i nie zagrzewa piłkarzy do walki.

Co innego wspomniana Ukraina. Nasi wschodni sąsiedzi mają swój hymn, który jest może i prostą, ale wpadającą w ucho, a przede wszystkim w nogi piosenką. Jej tytuł "Be My Guest" w całości, acz nie dosłownie oddaje tak podkreślaną przez oba narody gościnność. Posłuchajcie...



Mam tylko nadzieję, że moje obawy co do Mistrzostw, że okażą się naszą nie tylko sportową, ale i organizacyjno-logistyczno-komunikacyjną klęską nie sprawdzą się...

CZYTAJ>>>>

sobota, 24 marca 2012

Starówka zabija ducha


Tak naprawdę nie ona sama zabija, ale właściciela mieszczących się na Starym Mieście kamienic. Ich z kolei dobijają podatki, rząd itd. Słowem, na olsztyńskiej Starówce lokalowo-rozrywkowy trup ściele się gęsto.

Z mapy miejsc, gdzie bez zażenowania i analizowania wieku klienteli można spokojnie pójść znika Alchemia. Zaiste alchemiczny pub, w którym atmosfera naznaczona była rzadką w Olsztynie oryginalnością. To tu odbywał się Tydzień Kultury Żydowskiej, tutaj mieściło się festiwalowe biuro. Tutaj można było wypić herbatę z prądem w zimowy wieczór, tutaj można było porozmawiać o książkach i obrazach.

Niestety, właściciel musi zamknąć interes, który zapewne jego interesem życia nie był. Bo ideą wyższą było zachowanie miejsca i jego specyfiki niż zarobienie na tłumach gości łaknących zimnego piwa.

Władze miasta zdają się nie zauważać tego wymiaru Starówki. Dla nich to zapewne miejsce, gdzie co pół roku trzeba zmienić organizację ruchu, latem pokazać się na lichej staromiejskiej scenie, a zimą odśnieżać, bo przecież to jedyne reprezentacyjne miejsce w mieście.

Kluby? Puby? I tak tam nie chodzą. Jedyne miejsca jakie władza odwiedza, to Warmińsko-Mazurska Biblioteka Publiczna i to tylko jeżeli otrzyma zaproszenie na wernisaż lub spotkanie.

Ciekawe gdzie owa władza zaprasza swoich prywatnych gości, kiedy oni odwiedzają Olsztyn? Wkrótce pozostanie im tylko seans w planetarium i przejażdżka po dziurawych drogach. A piwo, lampka wina? W Biedronce.

CZYTAJ>>>>

Stare Jabłonki nową jakością


Kolejny powód do dumy. Mistrzostwa w siatkówce plażowej rozgrywane od kilku lat w Starych Jabłonkach otrzymały nagrodę za inicjatywę sportową miasta i regionu. I mimo, iż Jabłonki są wsią, nagroda jak najbardziej im się należy, bo na kilka dni pod Ostródę zjeżdżają kibice sportowi z całego świata. Z tyłu zostawiając Olsztyn, Elbląg czy nawet Władysławowo.

Ekipie Tomasza Dowgiałło udało się zrobić niemal coś z niczego. Konsekwentnie, nie bacząc na piętrzące się przeciwności, nie słuchając zniechęcających głosów otoczenia stworzył turniej, który zyskał najwyższą międzynarodową rangę. Udało się to, co nie udało się wielu innym. Sekret? Wiedza, zapał i determinacja.

Tacy ludzie powinni kierować warmińsko-mazurskim sportem, rozrywką: wiedzący czego chcą. I kierowanemu wówczas przeze mnie olsztyńskiemu oddziałowi Fundacji Mam Marzenie przyszło współpracować z p. Dowgiałło i jego ekipą. Ujmując rzecz krótko, to była przyjemność. Dzięki świetnie przeprowadzonej licytacji zebraliśmy na dziecięce marzenia ponad 7 tys. złotych.

Gratuluję p. Tomaszu. Dziś Stare Jabłonki to zupełnie nowe Jabłonki, nowa jakość, nowy duch i energia tego miejsca. Oby rozprzestrzeniła się na cały region.

CZYTAJ>>>>

Dzielnica sztuki w Olsztynie?


Zawsze jak słyszę o takich inicjatywach, których autorami są ludzie młodzi, a czasem nawet nie młodzi wiekiem, a duchem, artyści, pasjonaci, uśmiecham się szeroko. Szczerze. Bo to naprawdę głos ludu, który tym razem oby został wysłuchany. Olsztyńska Dzielnica Sztuki to krok w kierunku urzeczywistnienia idei "Krakowa północy".

Olsztyn miał, nadal jeszcze ma atmosferę artystycznej cyganerii. Jednak cyganerii skrzętnie pochowanej po zakamarkach Starówki, ukrywającej się bo niemile widzianej, nie branej pod uwagę... Ci, co odważniejsi, bardziej zdecydowani, wyjechali i tworzą gdzie indziej. Ci, którzy zostali są zakochani. Zakochani w mieście i dawanej przez nie weny.

Może tym razem się uda. Pomysł dzielnicy sztuki na terenie byłych koszarów, które teraz tylko i wyłącznie straszą, jest nie tylko dobrym pomysłem, ale chyba jednym z nielicznych, które można w tym miejscu zrealizować.

Przykre jest, że pojawiające się co jakiś czas śmiałe, odważne i nie idące na łatwiznę pomysły i projekty kulturalno-architektoniczne zostają tylko na papierze... Już chyba nawet nie zostają w naszej pamięci...

CZYTAJ>>>>

czwartek, 8 marca 2012

Polska język, trudna i wymierająca język


Kampania społeczno-edukacyjna Ministerstwa Kultury informująca o pięknie i narodowym dziedzictwie języka polskiego to majstersztyk. Aż trudno uwierzyć, że jest polska! Ale jest, i może wreszcie czas się przyzwyczaić, że marketingowcy nie boją się przedstawiać śmiałych, oryginalnych i błyskotliwych pomysłów, a klienci nie boją się zgadzać na ich realizację.

„Ojczysty. Dodaj do ulubionych” to kampania przypominająca o roli i miejscu języka ojczystego w życiu Polaków. Ma przyczynić się do podnoszenia świadomości językowej, do ugruntowania poczucia, że polszczyzna jest tworzona przez każdego i że każdy z nas jest za nią odpowiedzialny.

Przyczyńmy się do ratowania zagrożonego w dobie wszechobecnych anglicyzmów gatunku. Od dziś zacznijmy używać "wymierających" polskich słów: np. zuchwały czy rychło, a w mailach piszmy z polskimi znakami. W sms-ach (sic! nie polskie słowo) jest to utrudnione, bo polskie znaki "zajmują" więcej miejsca (przeliczane są jako podwójne znaki).

A dzień języka ojczystego obchodźmy przez cały rok, a nie tylko 21 lutego.



środa, 7 marca 2012

Olsztyn w "Jaka to melodia?"


Tutaj wypada chyba pochwalić. Pojawienie się Olsztyna, czyli pokazanie, że w ogóle istnieje, uznać trzeba za znakomite przedsięwzięcie. Co prawda to nie akcja promocyjna, nie spot, nie kampania, ale zawsze coś. Mam tylko nadzieję, że w ekipie przeważali zainteresowani i olsztynianie, a nie urzędnicy... Zobaczymy 15 kwietnia.

CZYTAJ>>>>

Kultura nam się zbuntowała


Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem artykuł p. Marty Bełzy w olsztyńskiej Gazecie Wyborczej. Przykład Bydgoszczy, która jest dużym miastem, a jednak wsłuchuje się w głos swoich mieszkańców łaknących dobrej jakościowo i różnorodnej oferty kulturalnej zasługuje na uwagę.

To przecież oczywiste, że miasto tworzą ludzie. Ludzie tworzą władzę, która powinna zajmować się sprawami miasta, czyli danej grupy społeczeństwa zamieszkującej w tym samym miejscu. I właściwie tylko to ich łączy, miejsce zamieszkania. Prócz tego są różni i takiej właśnie różnorodnej oferty kulturalnej oczekują. Oczekują od władz, które przecież sami wybrali.

Współpraca decydentów z ośrodkami inicjatyw kulturalnych to prosty, logiczny i pożądany schemat. Kto ma bowiem wiedzieć lepiej czego w mieście brakuje? Jestem przeciwnikiem reguły "dziel i rządź", kiedy osoby nie znające się na temacie podejmują w związku z nim różne decyzje. Najczęściej są one błądzeniem we mgle, bo bez wysłuchania potrzeb samych mieszkańców można jedynie mieć nadzieję, że podjęta decyzja spotka się z ich aprobatą.

Polecam tekst, szczególnie włodarzom Olsztyna. Stworzenie obywatelskiej rady kultury jest proste. Dużo prostsze niż wygranie kolejnych wyborów...

CZYTAJ>>>>

czwartek, 1 marca 2012

Miasto-Polis w Olsztynie. Ciekawa debata!


Mądrych dyskusji prowadzących do konstruktywnych wniosków nigdy za wiele. 7 marca na UWM w Olsztynie odbędzie się kolejne (?) seminarium "Kultura i Rozwój". A konkretnie: II seminarium z cyklu „Metropolis XXI. Zmiana, rozwój, opór – współczesne strategie miejskie”, organizowane przez Narodowe Centrum Kultury, Collegium Civitas i Obywateli Kultury Olsztyna.

Na pewno warto tam być. Jak piszą organizatorzy:

Ideałem miasta jest polis, gęsta przestrzeń w której aktywność mieszkańców-obywateli wyraża się we wszystkich wymiarach życia: kulturze, polityce rozumianej jako troska o dobro wspólne, gospodarce. Świadomość polis wraca do polskich miast, często powodem obywatelskiego przebudzenia jest kultura. W Olsztynie aktywizuje się ruch Obywateli Kultury. W Bydgoszczy został podpisany Pakt dla kultury, a współodpowiedzialność za zarządzanie tą sferą życia miejskiego wzięła Obywatelska Rada. W Warszawie Program Rozwoju Kultury do roku 2020 pisał zespół złożony z przedstawicieli Urzędu Miasta i przedstawicieli strony społecznej. Czy nowe praktyki obywatelskiego uczestnictwa są tylko modą, czy też po prostu koniecznością - optymalną odpowiedzią na rosnącą złożoność życia społecznego i przemiany kulturowe? Czy doświadczenia Olsztyna mają znaczenie dla Bydgoszczy i Warszawy? Czy Olsztyn może skorzystać z dorobku innych miast?


ZAPISZ SIĘ>>>>

Umarło kino, niech żyje kino



I po to trzeba było najpierw nastraszyć, a potem wyrzucić z budynku "Awangardę"? Po to, by na miejscu kina, było... kino. Widocznie ktoś chciał dla siebie ten reprezentacyjny punkt starówki...

CZYTAJ>>>>

środa, 22 lutego 2012

Może to czas na reaktywację...?


Każda dyskusja, która ma przynieść jakieś rezultaty i wnioski jest potrzebna. Cieszę się, że są ludzie, którzy chcą rozmawiać o przyszłości Olsztyna. O przyszłości fajnego, urokliwego i mającego potencjał miasta.

Dziękuję za pozytywne komentarze i może to jest czas, by nie tylko reaktywować tego bloga, ale także wreszcie zebrać się, zsolidaryzować, spróbować coś zmienić? Może to czas, w którym uda się stworzyć jakiś obywatelski ruch, inicjatywę, która zacznie zabierać głos w sprawach ważnych dla Olsztyna, zacznie proponować alternatywne rozwiązania, zacznie słuchać mieszkańców i spróbuje chociaż ZMIENIĆ to, na co tak wielu narzeka. A jeśli nie stworzyć coś nowego, to może skupić, skoordynować różne inicjatywy, stowarzyszenia i grupy, które działają na rzecz miasta.

Nie chodzi o polityczną partię, nie chodzi o kolejny ruch "oburzonych", ale o swego rodzaju "gabinet cieni", zespół fachowców z różnych dziedzin, dla których najwyższym celem jest zmiana wizerunku Olsztyna, zmiana mentalności jego mieszkańców, zmiana postrzegania tego miasta w Polsce...

Moją wizją takiego zespołu niezależnych "ekspertów" (celowo piszę to w cudzysłowie, bo aby być takim ekspertem nie trzeba posiadać tytułu profesora, tylko właśnie wizję, realny pomysł) jest grupa, która wypowie się na temat planów władz miasta dotyczących poszczególnych kwestii: zieleni miejskiej, inwestycji drogowych, oferty kulturalnej.

Zapraszam, może będzie nas/was dużo, może coś się z tego "urodzi" i vox populi wreszcie dotrze do ratusza.

Zgłoszenia chętnych uczestniczyć w inicjatywie obywatelskiej "niezależny olsztyn" proszę o maile na adres: niezaleznyolsztyn@o2.pl

Kulturalnyolsztynie, Olsztynie okiem ekonomisty i inni - odezwijcie się, porozmawiajmy o przyszłości.

Olsztyn to przykład bierności, braku pomysłów



Piszę w odpowiedzi na list Grzegorza Giedrysa na temat Olsztyna. To bardzo trafna, niestety gorzka prawda o tym mieście. Olsztyn to przykład bierności, marazmu, braku pomysłów i niewykorzystanych szans. Na swoją promocję, na zbudowanie wreszcie swojej tożsamości, na to, by jego mieszkańcy nie czuli się gorsi od innych.

Do Olsztyna przyjechałem 9 lat temu, na studia. Słuchając opowieści rówieśników i spotkanych ludzi, od samego początku traktowałem to jako "stan przejściowy". Myślałem: jestem tu na rok, a potem zmieniam uczelnię. Życie potoczyło się jednak inaczej - wtedy, kilka lat temu postrzegałem to jako porażkę, dziś uważam, że czas spędzony w Olsztynie był miły, niełatwy ale przyjemny. Sporo się tutaj nauczyłem i zaobserwowałem.

Podczas mieszkania w tym mieście zauważyłem, że mentalność olsztynian jest dość zaskakująca. Nie wszyscy, ale wielu, prezentowało podejście typu "po co?". Po co coś zmieniać, po co próbować czegoś nowego, po co się starać. Widzę, że jest tak do dziś.

Mimo, iż nie jestem olsztynianinem, przykro mi z powodu zaprzepaszczania możliwości jakie bez wątpienia ma Olsztyn. Ma jak każde inne, duże miasto. Nie ma jednak pomysłu, a raczej władza nie ma pomysłu, jak to wykorzystać. Jak z charakteru (skądinąd mało wyrazistego) Olsztyna wydobyć to, co może stać się elementem rozpoznawalnym, lubianym, popularnym i atrakcyjnym. Dziś popularna jest zapiekanka z przydworcowego baru albo Kortowiada. Co poza tym?

Mieszkając 8 lat w Olsztynie nauczyłem się, że to, jak mi tu będzie, zależy wyłącznie ode mnie. Miasto nie jest przyjazne pod tym względem. Nie oferuje wielu możliwości, w wielu planach nawet utrudnia działanie. Poznałem tutaj mnóstwo utalentowanych ludzi, pasjonatów, którzy "chcieli, a nie mogli". Nie mogli być tu sobą, nie mogli tworzyć, nie mieli wsparcia... Wyjechali, i czasem nawet chcą wspomóc swoje rodzinne miasto własnym talentem, ale napotykają na dziwny, niczym nieuzasadniony opór.

Tak, jak napisał Grzegorz Giedrys, "O wszystkich, którym się powiodło poza granicami miasta, mówi się źle". Dlaczego?

Nie wiem dlaczego w Olsztynie zakorzeniło się "niechciejstwo" i "stara bida". Jest tyle szans, które - nawet jeśli miałyby nie przynieść oczekiwanego rezultatu - warto wypróbować. Ale co jest tym "oczekiwanym rezultatem"? Myślę, że sami mieszkańcy, a już na pewno decydenci nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć. Nikt nie zadał sobie trudu odnalezienia, dotarcia do olsztyńskiej tożsamości. Do tożsamości starego miasta z wieloma niezwykle interesującymi historiami. Do tożsamości ludzi, którzy przyjeżdżają tu w różnym celu z różnych stron kraju, Europy, świata. Do tożsamości olsztyńskiego społeczeństwa obywatelskiego.

Niestety, społeczeństwa obywatelskiego w Olsztynie praktycznie nie ma. Są skromne pierwiastki, które - chwała im za to - nie bacząc na przeciwności (rzadko losu, częściej władz) starają się coś robić. Może już machnęli ręką na "coś zmienić" - oby nie, - ale realizują siebie i swoją wizję bycia częścią tego miasta. Walczą o ścieżki rowerowe, o zagospodarowanie jezior, o kulturę, o życzliwość. O wiele podstawowych cech, które miasto mieć powinno, jeśli chce być odwiedzane z przyjemnością, a nie tylko z obowiązku i konieczności załatwienia spraw urzędowych.

Mieszkańcy nie są zżyci, nie utożsamiają się ze swoim miastem, bo nie wiedzą jaka ta tożsamość jest. Czy taka jak ich, czy inna. Nie wiedzą, czy Olsztyn to miasto otwarte, pomocne, tolerancyjne, popierające indywidualne przedsięwzięcia. Narzekają, ale nie próbują niczego zmienić. Irytuje ich, uwiera coś, ale nie starają się solidarnie zmobilizować i wyrazić swoje niezadowolenie. A nawet gdyby się zebrali i chcieli powiedzieć co o danej kwestii myślą, nikt by ich nie słuchał. W tym mieście się nie słucha ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Olsztyn mnie wykształcił. Chciałem się odwdzięczyć, proponując swoją pomoc i pomysły wydziałowi promocji. Niestety, moja oferta została bez odpowiedzi.

To prawda, jak napisał G. Giedrys, że "Olsztyn jest kumplem z liceum, któremu się nie powiodło". Nie powiodło z powodu grzechu zaniechania i bierności, z powodu braku chęci zmiany, braku długofalowej wizji na to, "jak". Smutne, jak potencjał drzemiący w tym mieście jest niedostrzegany i marnotrawiony. Olsztyn to najlepszy przykład na to, jak można zepsuć nawet najlepiej zapowiadającą się sprawę. Są wyjątki (na szczęście), ale są jak piękne owoce na wielkim targu, jakim jest chociażby Polska. Słabo dostrzegalne. I jeśli Olsztyn nie zacznie krzyczeć "tu jestem!", "spójrz tutaj!", to tak pozostanie.

Politycy w tym mieście nie mają koncepcji na to, jak promować Olsztyn w Polsce. Nie mówiąc już o zagranicy. Na pytanie jaki mają pomysł na to, by młodzi ludzie zostali w tym mieście, pracowali dla niego, rozwijali je, a nie uciekali, nie mają żadnej konkretnej odpowiedzi. Inwestycje, inwestycje ale kto będzie z tych "szklanych domów" korzystał? Będą świecić pustkami.

Olsztyn od wielu lat jest w tyle w porównaniu do innych wojewódzkich miast. Jest stolicą dużego regionu, turystycznego ale promowany jest smutno, nudno, sztampowo, bez wyrazu. Nie wiem czy coś się teraz zmieni w związku ze zmianami w ratuszu. Szczerze bym sobie tego życzył, mimo iż tu już nie mieszkam. Ale miło byłoby móc się pochwalić innym ciekawymi pomysłami, jakie zamierza wprowadzić Olsztyn.

Niedawno odwiedziłem Suwałki. Miasto znane chyba wszystkim jako "biegun zimna" nie zrobiło z tego określenia swojej jedynej, słusznej linii promocyjnej. W mieście i okolicach rozkwita turystyka, nawet przy -30 st. C. W wielu miejscach można zjeść przepyszne kartacze, soczewiaki... a Olsztyn nadal kojarzy się z przydworcową zapiekanką.

Tradycja - rzecz ważna. Ale współcześnie też nie można się w niej zamykać. Trzeba iść z duchem czasu. Nikt nie przyjedzie, nie osiądzie, nie zainwestuje w mieście, które "trąci myszką". A w Olsztynie ową "myszką" trąci niemal wszystko - począwszy od nastawienia, poprzez wykonanie, skończywszy na wizjach przyszłości.

Mimo to, lubię wracać do Olsztyna. Do kameralnych spotkań w MOK, do spacerów po starówce, do przyjaciół, którzy nie mogli wyjechać bądź nie mają odwagi i sposobności, by wyrwać się z tego miasta. Dlaczego lubię? Bo te miejsca i ludzie są tacy sami. Nie lubię wracać na dworzec kolejowy, do wciąż jednej, niezwykle brzydkiej galerii handlowej, do brakujących miejsc parkingowych, do korków i nieczynnych po 22 obiektów gastronomicznych. Dlaczego? Bo są takie same...

Na łamach prasy było już mnóstwo dyskusji na temat teraźniejszości i przyszłości Olsztyna. Niemal wszyscy narzekają, ale czy coś się zmienia? Nie. Szkoda, ale wierzę, że można jeszcze coś dobrego dla tego miasta, a tak naprawdę dla jego mieszkańców zrobić. Ale to już apel do tych, który podejmują decyzje.

Łukasz Smardzewski

"Olsztyn to kumpel, któremu się nie udało"


Portal kulturaolsztyna.pl zaprosił osoby, które były związane z Olsztynem, by podzieliły się swoimi opiniami na temat miasta. Cykl "Pamiętam takie miasto na O." otwiera tekst Grzegorza Giedrysa/

Zamieszczam fragment artykułu, który ukazał się na stronie olsztyn.gazeta.pl:

Do miast rodzinnych wraca się w święta. W święta można wyjść z domu, zobaczyć, jak zmieniło się otoczenie, kiedy się tu nie było. Co nowego powstało, co rozsypało się w proch. Ludzie się nie zmienili - gdy wszyscy wokół bogacili się albo biednieli, oni zostali tacy sami. Z tą samą alkoholową rezygnacją w oczach, z olsztyńską sennością w mowie i geście, ze szczerą odpowiedzią "Nic nowego" na grzecznościowe i retoryczne pytanie: "Co tam?".

Tak jakby czas zatrzymał się w ostatnich latach liceum i zakonserwował szkolne gwiazdy socjometryczne. Które robią kariery jako pracownicy w firmach swoich ojców albo jako przedstawiciele handlowi z samochodem i prawem jazdy kategorii B. Których zastaje poranek następnego dnia w podłej knajpie prawie w centrum miasta. Olsztyn jest właśnie takim fajnym kumplem z liceum, któremu się nie powiodło. Bo gdy wszyscy wokół bogacili się albo biednieli, on w ogóle się nie ruszył z miejsca.


CZYTAJ CAŁY ARTYKUŁ

foto: rezerwacje.hotelu.pl