11 lat temu
środa, 22 lutego 2012
Olsztyn to przykład bierności, braku pomysłów
Piszę w odpowiedzi na list Grzegorza Giedrysa na temat Olsztyna. To bardzo trafna, niestety gorzka prawda o tym mieście. Olsztyn to przykład bierności, marazmu, braku pomysłów i niewykorzystanych szans. Na swoją promocję, na zbudowanie wreszcie swojej tożsamości, na to, by jego mieszkańcy nie czuli się gorsi od innych.
Do Olsztyna przyjechałem 9 lat temu, na studia. Słuchając opowieści rówieśników i spotkanych ludzi, od samego początku traktowałem to jako "stan przejściowy". Myślałem: jestem tu na rok, a potem zmieniam uczelnię. Życie potoczyło się jednak inaczej - wtedy, kilka lat temu postrzegałem to jako porażkę, dziś uważam, że czas spędzony w Olsztynie był miły, niełatwy ale przyjemny. Sporo się tutaj nauczyłem i zaobserwowałem.
Podczas mieszkania w tym mieście zauważyłem, że mentalność olsztynian jest dość zaskakująca. Nie wszyscy, ale wielu, prezentowało podejście typu "po co?". Po co coś zmieniać, po co próbować czegoś nowego, po co się starać. Widzę, że jest tak do dziś.
Mimo, iż nie jestem olsztynianinem, przykro mi z powodu zaprzepaszczania możliwości jakie bez wątpienia ma Olsztyn. Ma jak każde inne, duże miasto. Nie ma jednak pomysłu, a raczej władza nie ma pomysłu, jak to wykorzystać. Jak z charakteru (skądinąd mało wyrazistego) Olsztyna wydobyć to, co może stać się elementem rozpoznawalnym, lubianym, popularnym i atrakcyjnym. Dziś popularna jest zapiekanka z przydworcowego baru albo Kortowiada. Co poza tym?
Mieszkając 8 lat w Olsztynie nauczyłem się, że to, jak mi tu będzie, zależy wyłącznie ode mnie. Miasto nie jest przyjazne pod tym względem. Nie oferuje wielu możliwości, w wielu planach nawet utrudnia działanie. Poznałem tutaj mnóstwo utalentowanych ludzi, pasjonatów, którzy "chcieli, a nie mogli". Nie mogli być tu sobą, nie mogli tworzyć, nie mieli wsparcia... Wyjechali, i czasem nawet chcą wspomóc swoje rodzinne miasto własnym talentem, ale napotykają na dziwny, niczym nieuzasadniony opór.
Tak, jak napisał Grzegorz Giedrys, "O wszystkich, którym się powiodło poza granicami miasta, mówi się źle". Dlaczego?
Nie wiem dlaczego w Olsztynie zakorzeniło się "niechciejstwo" i "stara bida". Jest tyle szans, które - nawet jeśli miałyby nie przynieść oczekiwanego rezultatu - warto wypróbować. Ale co jest tym "oczekiwanym rezultatem"? Myślę, że sami mieszkańcy, a już na pewno decydenci nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć. Nikt nie zadał sobie trudu odnalezienia, dotarcia do olsztyńskiej tożsamości. Do tożsamości starego miasta z wieloma niezwykle interesującymi historiami. Do tożsamości ludzi, którzy przyjeżdżają tu w różnym celu z różnych stron kraju, Europy, świata. Do tożsamości olsztyńskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Niestety, społeczeństwa obywatelskiego w Olsztynie praktycznie nie ma. Są skromne pierwiastki, które - chwała im za to - nie bacząc na przeciwności (rzadko losu, częściej władz) starają się coś robić. Może już machnęli ręką na "coś zmienić" - oby nie, - ale realizują siebie i swoją wizję bycia częścią tego miasta. Walczą o ścieżki rowerowe, o zagospodarowanie jezior, o kulturę, o życzliwość. O wiele podstawowych cech, które miasto mieć powinno, jeśli chce być odwiedzane z przyjemnością, a nie tylko z obowiązku i konieczności załatwienia spraw urzędowych.
Mieszkańcy nie są zżyci, nie utożsamiają się ze swoim miastem, bo nie wiedzą jaka ta tożsamość jest. Czy taka jak ich, czy inna. Nie wiedzą, czy Olsztyn to miasto otwarte, pomocne, tolerancyjne, popierające indywidualne przedsięwzięcia. Narzekają, ale nie próbują niczego zmienić. Irytuje ich, uwiera coś, ale nie starają się solidarnie zmobilizować i wyrazić swoje niezadowolenie. A nawet gdyby się zebrali i chcieli powiedzieć co o danej kwestii myślą, nikt by ich nie słuchał. W tym mieście się nie słucha ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Olsztyn mnie wykształcił. Chciałem się odwdzięczyć, proponując swoją pomoc i pomysły wydziałowi promocji. Niestety, moja oferta została bez odpowiedzi.
To prawda, jak napisał G. Giedrys, że "Olsztyn jest kumplem z liceum, któremu się nie powiodło". Nie powiodło z powodu grzechu zaniechania i bierności, z powodu braku chęci zmiany, braku długofalowej wizji na to, "jak". Smutne, jak potencjał drzemiący w tym mieście jest niedostrzegany i marnotrawiony. Olsztyn to najlepszy przykład na to, jak można zepsuć nawet najlepiej zapowiadającą się sprawę. Są wyjątki (na szczęście), ale są jak piękne owoce na wielkim targu, jakim jest chociażby Polska. Słabo dostrzegalne. I jeśli Olsztyn nie zacznie krzyczeć "tu jestem!", "spójrz tutaj!", to tak pozostanie.
Politycy w tym mieście nie mają koncepcji na to, jak promować Olsztyn w Polsce. Nie mówiąc już o zagranicy. Na pytanie jaki mają pomysł na to, by młodzi ludzie zostali w tym mieście, pracowali dla niego, rozwijali je, a nie uciekali, nie mają żadnej konkretnej odpowiedzi. Inwestycje, inwestycje ale kto będzie z tych "szklanych domów" korzystał? Będą świecić pustkami.
Olsztyn od wielu lat jest w tyle w porównaniu do innych wojewódzkich miast. Jest stolicą dużego regionu, turystycznego ale promowany jest smutno, nudno, sztampowo, bez wyrazu. Nie wiem czy coś się teraz zmieni w związku ze zmianami w ratuszu. Szczerze bym sobie tego życzył, mimo iż tu już nie mieszkam. Ale miło byłoby móc się pochwalić innym ciekawymi pomysłami, jakie zamierza wprowadzić Olsztyn.
Niedawno odwiedziłem Suwałki. Miasto znane chyba wszystkim jako "biegun zimna" nie zrobiło z tego określenia swojej jedynej, słusznej linii promocyjnej. W mieście i okolicach rozkwita turystyka, nawet przy -30 st. C. W wielu miejscach można zjeść przepyszne kartacze, soczewiaki... a Olsztyn nadal kojarzy się z przydworcową zapiekanką.
Tradycja - rzecz ważna. Ale współcześnie też nie można się w niej zamykać. Trzeba iść z duchem czasu. Nikt nie przyjedzie, nie osiądzie, nie zainwestuje w mieście, które "trąci myszką". A w Olsztynie ową "myszką" trąci niemal wszystko - począwszy od nastawienia, poprzez wykonanie, skończywszy na wizjach przyszłości.
Mimo to, lubię wracać do Olsztyna. Do kameralnych spotkań w MOK, do spacerów po starówce, do przyjaciół, którzy nie mogli wyjechać bądź nie mają odwagi i sposobności, by wyrwać się z tego miasta. Dlaczego lubię? Bo te miejsca i ludzie są tacy sami. Nie lubię wracać na dworzec kolejowy, do wciąż jednej, niezwykle brzydkiej galerii handlowej, do brakujących miejsc parkingowych, do korków i nieczynnych po 22 obiektów gastronomicznych. Dlaczego? Bo są takie same...
Na łamach prasy było już mnóstwo dyskusji na temat teraźniejszości i przyszłości Olsztyna. Niemal wszyscy narzekają, ale czy coś się zmienia? Nie. Szkoda, ale wierzę, że można jeszcze coś dobrego dla tego miasta, a tak naprawdę dla jego mieszkańców zrobić. Ale to już apel do tych, który podejmują decyzje.
Łukasz Smardzewski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz